Spotkanie z łotrem, złodziejem, mordercą i poetą

 Sprawdź...
Minęła połowa marca, a jeszcze nie było w tym miesiącu Blogowego spotkania literackiego, więc trzeba nadrobić zaległości. Zapraszam na spotkanie z dziełem Imię Bestii Jacka Komudy. Zbiór opowiadań został wydany przez Fabrykę Słów w 2014 roku. Tak się złożyło, że dwie osoby postanowiły urozmaicić mi tegoroczne Walentynki, aranżując spotkanie z bezbożnym łotrem, złodziejem, mordercą i poetą. Przedstawiam Francois Villona. W tedy otrzymałam drugi zbiór opowiadań z tym bohaterem w roli głównej zatytułowany Herazjarcha. O możliwość drugiego spotkania, od którego powinnam zacząć, zadbałam, zaglądając do Książnicy Pomorskiej. Z uwagi na ten fakt dzisiejsze Blogowe spotkanie literackie będzie dotyczyło drugiej randki, aby zaprezentować książki w odpowiedniej kolejności. O pierwszej opowiem innym razem.
Kilka słów o autorze...

Jacek Komuda – historyk, redaktor, pisarz. Jest znawcą Rzeczpospolitej szlacheckiej i Kozaczyzny zaporoskiej. Był redaktorem miesięcznika GameStar, a także pracował w magazynach Click, Komputer Świat Gry. Aktualnie publikuje artykuły i felietony w tygodnikach historycznych. Autor kilkunastu książek, między innymi: Wilcze gniazdo, Warchoły i pijanice, Opowieści z Dzikich Pól, Bohun, Czarna szabla, Diabeł Łańcucki, Galeony Wojny (2 tomy), Czarna bandera, Samozwaniec (4 tomy), Banita, Krzyżacka zawierucha, Zborowski.
 Przeczytaj...
Wracając do Imienia Bestii...
Czytając zbiór trzech opowiadań, poznajemy przygody bohatera, który się nazywa Francois Villon – w skrócie: (…) bezbożny łotr, złodziej i poeta. (…). Autor sam przyznaje, że (…) nie wiadomo, czy Francois Villon naprawdę istniał (…). Tajemniczy poeta najprawdopodobniej urodził się w 1431 roku. Pozostawił po sobie utwory zebrane w Wielkim Testamencie, Legatach i Balladach złodziejskich, ale historycy do dzisiaj nie są zgodni, co do jego nazwiska, ani środowiska w jakim żył. Nie wiadomo, (…) czy rzeczywiście nazywał się Villon, czy też raczej de Montcorbier lub des Loges i czy zaliczał się do marginesu społecznego. Niektórzy podejrzewają nawet, iż był to spokojny poeta, który – z poetycką przesadą – umieścił siebie w towarzystwie szelmów i zwyrodnialców (…), jak pisze Jacek Komuda. Jednak nawet, jeśli to  tylko  poetycka przesada, to dzięki temu czytelnik może poznać bohatera barwnego i nie do końca przewidywalnego, ani do szpiku kości złego, ani przesadnie szlachetnego, co czyni go po prostu ludzkiego. Równie barwne, oddające klimat epoki i szczegółowe były opisy otoczenia , jak np. Truanderie było otchłanią nędzy, wciśniętą pomiędzy zrujnowane kamienice szczerzące zęby pokrzywionych sterczyn i resztki przyporów, łypiące oczodołami wyłupanych okien, sterczące osypującymi się tynkami i cegłami. Do ruin niby jaskółcze gniazda przylgnęły lepianki i spelunki (…). Jednak – jak wiadomo – przesada w żadną stronę nie jest wskazana, a nawet opisy przy tak ciekawie prowadzonej narracji, mogłyby się stać męczące dla odbiorcy i niepotrzebnie spowalniać akcję fabularną w odbiorze czytelnika, gdyby było ich za dużo.

Na szczęście tutaj przesady nie znajdziemy. Można powiedzieć, że autor potrafi odnaleźć złoty środek. Przykładem może być fragment opowiadania pod tytułem Diabeł w kamieniu. Villon, prowadząc śledztwo wypytuje świadków, a prezentacje tych sytuacji ograniczają się głównie do dialogów. Podsumowując, dzięki wcześniej wspomnianym zabiegom narracyjnym akcja w zwalnia i przyspiesza w odpowiednich momentach, napięcie budowane jest równomiernie i z każdą kolejną kartką jesteśmy coraz ciekawsi, co będzie dalej. Tak wchodzimy coraz głębiej w mroczny świat pełen trudnych do wyjaśnienia zagadek.

Trudno obok tej książki przejść obojętnie – wciąga od pierwszej do ostatniej strony. Moją uwagę zwróciła przede wszystkim dzięki głównemu bohaterowi. Uwielbiam zarówno prozę, jak i poezję, a tutaj znalazłam ciekawe opowiadania z poetą w roli głównej. Przez całe Blogowe spotkanie literackie było o prozatorsko, więc pożegnam Was fragmentem z Ballad złodziejskich, który znajdziecie na początku zbioru: Oto weselne gody szubienicy/ Tu jej z wisielcem kojarzy się para;/ Miejski pachołek pięciu, sześciu schwyci/ I będą dyndać: wedle zbrodni kara./ Na czele ten, co szulerką się para,/ Wysoko, gdzie go deszcz moczy, wiatr suszy./ Więc od strzeżonych domostw, bracia, wara,/ Bo próżno śmierci wymigać się stara/ Ten rzezimieszek, co mu urżną uszy./ Uwaga, na stryczek, wiara! 

Komentarze