Nie tylko o poezji
Nie tylko o poezji
Cykl: Blogowe spotkania literackie
Fot.: Adrianna Rauhut |
Dzisiaj w ramach cyklu Blogowe spotkania literackie chciałabym Wam zaprezentować rozmowę z
poetą, autorem rozważań o poezji,
animatorem kultury, z wykształcenia politologiem, oficerem rezerwy Wojska
Polskiego i prezesem szczecińskiego oddziału Związku Literatów Polskich (drugą
kadencję), Leszkiem Dembkiem. Nasz bohater jest bardzo zafascynowany literaturą
i tym zaraża. Chcecie się zarazić? Zapraszam do lektury.
Jesteś byłym oficerem Wojska Polskiego. Jak wspominasz swoją
służbę w wojsku?
To temat wielowątkowy, nie da się go streścić w
kilku zdaniach – swoisty poligon doświadczalny, lądowa szkoła życia, drogi i
bezdroża. Teraz czas wszystko weryfikuje i efekty lub bardziej skutki tego
widać jak na przysłowiowej tacy lub tarczy strzeleckiej. Przygotowywany tomik
poetycki, którego wstępny tytuł brzmi Babilon i inne rozbłyski na pewno odpowie na
niektóre kwestie dotyczące ówczesnej rzeczywistości. Ale jakby nie spojrzeć już
na tamtą minioną historię, to był ważny okres nie tyle kształtowania charakteru
co bardziej jego szlifowania. I weryfikowania w różnych naprawdę złożonych
sytuacjach, nie tylko krajowych, na przestrzeni wielu lat. Nie chcę tu cytować
Leszka Kołakowskiego, ale często wracam do jego rozważań filozoficznych
podsumowujących ludzkie życie …
Jesteś też bibliotekarzem. Lubisz pracę z literaturą?
Trudno sobie wyobrazić życie bez literatury. To
swoisty ocean słów z niezliczoną ilością interesujących akwenów: wiedzy,
przemyśleń, zachwytów, kontestacji, ale też i niedosytu. Mogę tylko pocieszyć
się tym, co napisał Umberto Eco, parafrazując jego słowa, że wszystkich książek nie da się przeczytać i
nie wszystkie są też ciekawe. Często w bibliotecznej piramidzie książek
odnajduję takie, które chciałbym natychmiast przeczytać, najlepiej zamykając
się w przysłowiowej wieży z kości słoniowej. Aktualnie nie mogę się oderwać od książki
Charles Bukowski. Świecie, oto jestem.
Wywiady i spotkania, 1963-1993 oraz od dzieła Józefa Czapskiego pt. Patrząc – esej to również mój ulubiony
gatunek literacki.
Jakich pisarzy lubisz oraz cenisz i dlaczego? Może zacznijmy od
prozy…
Jeśli mamy na myśli prozaików i literaturę
epicką, to najważniejszy jest dla mnie ich styl narracji, ujęcie tematu, różne punkty
widzenia, psychologiczny obraz postaci, potencjał myśli zawartych w słowach.
Fabuła w zasadzie schodzi na drugi plan, ale nie ma reguły. W tej konstelacji
do ważnych pisarzy obcojęzycznych zaliczam między innymi Julio Cartazara, Henry
V. Millera, Isaaca B. Singera, Marcela Prousta, Lezama Limę, Jamesa Joyce’a, Williama
S. Burroughsa, Gabriela G. Marqueza, Samuela Becketta (początkowo pisał
powieści), Fiodora Dostojewskiego, Lwa Tołstoja, Franza Kafkę. Z kolei z
polskich prozaików najbardziej doceniam Stanisława I. Witkiewicza, prozę
Edwarda Stachury, Witolda Gombrowicza, Bruno Schulza, Gustawa
Herlinga-Grudzińskiego, Marka Hłaskę, Wiesława Myśliwskiego, Józefa Hena, Olgę
Tokarczuk (jest aktualnie na liście 100 najlepszych książek XXI w. według
"Guardiana") i wielu jeszcze innych.
Przejdźmy teraz do poezji…
Tutaj ważna jest dla mnie oryginalność (mam świadomość, że trudno jest ją osiągnąć), wewnętrzna struktura utworu, jego filozofia i perspektywa spojrzenia. Jest za tym całe spektrum poetów,
którzy pozostają w kręgu mojego zainteresowania, wymienię kilku: Jan
Kochanowski, Mikołaj Sęp Szarzyński, Cyprian Kamil Norwid, Krzysztof Kamil Baczyński, Tymoteusz Karpowicz, Tadeusz
Peiper, Julian Przyboś, Rafał Wojaczek, Halina Poświatowska, Anna
Świrszczyńska, Miron Białoszewski, Stanisław Grochowiak, Czesław Miłosz, Tadeusz
Różewicz. A z młodszej generacji: Marcin Świetlicki, Andrzej Sosnowski i wielu
jeszcze innych, również mniej znanych.
Interesujesz się też poezją zagraniczną, prawda?
Tak. Jest to cała plejada poetów anglojęzycznych,
niemieckojęzycznych, francuskich, rosyjskich, afroamerykańskich lub też
tworzących w innych językach, jak chociażby w przypadku poematu Gilgamesz (język sumeryjski). Są wśród
nich przedstawiciele różnych konstelacji i szkół
poetyckich, np. teoretyk kubofuturyzmu, Wielimir Chlebnikow, konstruktor czystej poezji, Stephan Malarme, przedstawiciel
ekspresjonizmu, Gottfried Benn, Filippo T. Marinetti, teoretyk futuryzmu, grupa
nowojorska na czele z Johnem Ashbery, Kennethem Kochem i Frankiem O’Harą, czy
niemieckojęzyczna Grupa 47.
Twój pierwszy tom poezji nosi tytuł Z dumą białych werbli i został wydany w 1992 roku. Czy to wtedy
zaczęła się Twoja przygoda z poezją?
Do wydania tomiku dojrzewałem od szkoły
podstawowej, tj. od napisania pierwszego wiersza o tematyce wojennej, a następnie
jak w tym wieku o tematyce miłosnej. W tamtym okresie istotną rolę w zakresie
pierwszej styczności z poezją odegrali nauczyciele języka polskiego, w szkole
podstawowej w Reczu Janina Pawłowska, a w liceum ogólnokształcącym w Choszcznie
Barbara Kobeszko. Do dzisiaj mam w pamięci licealną lekcję podczas, której
słuchaliśmy utworu Cypriana Kamila Norwida pt. Bema pamięci żałobny-rapsod w wykonaniu Czesława Niemena. W tamtym
czasie czułem jak romantyczna poezja Mickiewicza i Słowackiego unosiła, Norwid natomiast intrygował,
zmuszał do intensywnego myślenia.
To długa droga za tobą, jeśli chodzi o poezję i nadal trwa…
Kiedy
doszedłem do tzw. samoświadomości tworzenia utworu poetyckiego (poeta natus, poeta doctus, poeta faber),
rozpoczęła się droga rozmyślań nad szeroko pojętą materią słowa. I można
powiedzieć, że trwa ona do dzisiaj, nie jest to chyba trudno zauważyć, patrząc
na dotychczasową twórczość od neoklasyki do eksperymentu. Swoisty wewnętrzny spór między tradycją a
nowatorstwem niczym u Guillaume Apollinaira.
Warto wspomnieć, że masz na koncie łącznie cztery tomy poezji i jeden
zbiór prozy poetyckiej. Zostańmy jeszcze przy poezji… Czym ona jest dla ciebie?
Nieustającym
poznawaniem, odsłanianiem świata widzialnego i niewidzialnego, wzmacnianiem
myślenia, zbrojeniem ludzkiej wrażliwości,
jak pisze Zbigniew Bieńkowski. A może ma rację Jacques Dupin (francuski poeta,
eseista, krytyk sztuki), który pisze między innymi, że dzięki >>wierszowi<< nie osiąga się żadnego celu,
>>uzyskuje się tylko nieznaną dotąd barwę<< bytu. Ale zawsze
mam też na względzie to, że poezja musi być stale nieufnością… Na pewno czymś
bardzo ważnym, jak oddech, moją osobistą wolnością czasami aż do bólu. Nieustającą
tajemnicą zapisaną w słowach również w jego fonemach i grafemach, idąc za utopistami języka. Poezja
to rzec można Słowne Arcydzieło Wolności.
Jesteś też autorem eksperymentów poetyckich, czego owocem jest
publikacja pt. Polifonia poezji. Co
cię inspiruje do tego typu eksperymentów? Co odkryłeś, eksperymentując z
poezją?
Polifonia poezji jest oparta na ćwiczeniu amerykańskiego poety, McClatcha, inspirowana
japońską renge (strofy pisane niekiedy
przez kilku autorów) i eksperymentalnym tomem poezji Raymonda Queneau
(prekursor postmodernizmu, uczestnik grupy literackiej OuLiPo) pt. Sto tysięcy miliardów wierszy. W ramach
tego eksperymentu chyba stworzyliśmy coś własnego, samodzielnego, tj. coś w
rodzaju utworu wielowymiarowego, tzw. dwuwidzenie, czy nawet kwadro widzenie.
Naszą wartością dodaną jest tzw. nadwidzenie (zaczyna się od dwóch podobnych
wersów, swoisty powidok słowa, posługując się słownictwem z teorii widzenia
Władysława Strzemińskiego. Na tej kanwie już po wydaniu wspomnianej (ww.)
publikacji powstał wiersz tzw. konfiguracyjny. Jednym zdaniem poezja
nieustannie zaskakuje. To nieodgadniony bezmiar możliwości, tajemnica układana
z liter - piramida znaczeń, głębia i wielowymiarowa przestrzeń, która zdumiewa
i oczarowuje.
Kto jest dla ciebie autorytetem, jeśli chodzi o pisanie? Od kogo
się uczyłeś?
Nie jest to
jedna osoba, ale cała plejada, niczym Siwa noszący 1008 imion. O wielu poetach
już mówiłem, kolejnych odkrywam, jak np. Francisa Ponga, Fernando Pessoę
(chociaż wcześniej już o nim wiedziałem), Derka Walcotta, Dylana Thomasa, Yu Jiana,
Friederikę Mayröcker, Rashę Habbal, czy Katję Gorecan. Tak naprawdę
doskonalenie i nauka w tej poetyckiej sztuce trwa do końca, to swoista Podróż do kresu nocy, idąc za tytułem
książki Luisa Ferdinanda Celina.
W swoich przedsięwzięciach kulturalnych oraz inicjatywach często
promujesz poezję i łączysz ją z innymi dziedzinami sztuki.
Dlaczego to robisz?
Są wiersze,
które nabierają swojej ukrytej, pełnej barwy tylko w przestrzeni face to face, czyli w prawie sterylnej
ciszy. Inaczej mogą konać jak Heterocera w jupiterach świateł. Inne z kolei rozbrzmiewają swoją unikalną
gamą brzmienia na przykład w konstelacji obrazu filmowego, muzyki i słowa
mówionego. Potrzebują swoistej sceny, Teatru Słowa.
Jesteś przewodniczącym Wojskowego Koła literackiego In Aeternum. Kiedy powstała ta grupa i
jak wygląda działalność w niej?
To unikalne Koło toczy się gdzieś od połowy lat
osiemdziesiątych XX wieku. Unikalne, bowiem ma określoną tylko przestrzeń
działania – Klub 12. Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej i skupia w swojej
podstawowej strukturze byłych żołnierzy Wojska Polskiego. Jest już nas niewielu
– obecnie sześć osób z tzw. podstawowego składu. Ważną postacią Grupy
Poetyckiej In Aeternum była Elżbieta
Jusiewicz, bibliotekarka (obecnie na emeryturze). Była wieloletnią jego
opiekunką i inicjatorką, a także współorganizatorką wielu działań literackich,
w tym Ogólnopolskiego Biennale Poezji im. K. I. Gałczyńskiego. Warto zaznaczyć,
że Klubem Garnizonowym w tym czasie kierował ppłk mgr Mirosław Strojny, a
specjalnym gościem tamtych literacko-artystycznych wydarzeń była Kira
Gałczyńska. Prowadziłem wtedy w jej obecności jedno ze spotkań plenerowych na
terenie Klubu.
A kiedy po raz pierwszy spotkałeś się ze szczecińskim środowiskiem
literackim?
To było również w tamtym militarnym czasie. Pierwszy raz spotkałem się ze szczecińskim
środowiskiem literackim w ramach m. in. Pułkowych Dni Kultury. Odbywały się one
z inicjatywy ówczesnej bibliotekarki, Grażyny Michalskiej w 3. Pułku
Przeciwlotniczym im. płk. dypl. Włodzimierza J. Ludwiga, stacjonującym w
Szczecinie. W ramach realizacji tego projektu przyświecało nam przesłanie, że Książka to też broń inteligentna.
Jesteś członkiem szczecińskiego oddziału Związku Literatów
Polskich od 1997 roku. Co spowodowało, że postanowiłeś nim zostać? Jesteś
zadowolony z członkostwa?
Zawsze szczecińskich literatów darzyłem uznaniem
i chciałem być wśród tego zacnego grona. Tak się zdarzyło, że jeszcze przed
formalnym wstąpieniem do ZLP znalazłem się w tym środowisku już będąc w wojsku,
o czym już wspominałem. W tych latach miałem możność poznania osobiście takich
pisarzy jak m.in.: Wiesław Andrzejewski, Janusz Krzymiński, Jerzy Pachlowski,
Eugeniusz Daszkowski, Józef Gawłowicz, Jerzy Jasiński, Wojciech Jasiński,
Marian Yoph-Żabiński, Wacław Falkowski, Marian Kasprzyk, Henryk Banasiewicz,
czy Jerzy Stasiak. A Stanisław Wit Wiliński był bohaterem mojego pierwszego
licealnego choszczeńskiego spotkania z poetą, niezapomniane wrażenie.
W 2015 roku zostałeś po raz pierwszy prezesem szczecińskiego oddziału
Związku Literatów Polskich. Niedawno odbyły się kolejne wybory – zostałeś
wybrany po raz drugi na prezesa. Jakie masz plany na tą kadencję?
Jest kilka
ważnych aspektów działania w najbliższym czasie oraz w nieco dalszej
perspektywie, a czas szybko rozpływa się.
Przede
wszystkim zrealizowanie ważnych przedsięwzięć związanych z 70-leciem utworzenia
naszego szczecińskiego Związku. Ale też musimy mieć na uwadze 100-lecie
powstania Związku Zawodowego Literatów Polskich założonego 14 maja 1920 roku z
inicjatywy Stefana Żeromskiego. A w planie nieco dalszym setną rocznicę urodzin
Cypriana K. Norwida (1821-1883), jednego z najważniejszych polskich poetów.
Utrzymanie
na dotychczasowym poziomie ilościowym (nie wspomnę już o wartości
merytorycznej) wydawanych książek w naszej serii: akcent. Tutaj duże słowa uznania dla Róży Czerniawskiej-Karcz
(redaktor tego wydawnictwa) i dla Wydziału Kultury Urzędu Miasta Szczecina,
który nas wspiera nie tylko finansowo.
Doskonalenie
realizowanych projektów w ramach Zachodniopomorskiej i Szczecińskiej Wiosny
Poezji. Czas chyba pozytywnie zweryfikował ich istnienie. Jak również
przeniesienie poetyckiej wiosny w inne miejsca naszego regionu. Przypomnę, że
ostatnio interesującą poetycką barwą rozkwitła Wiosna w Resku i Świnoujściu. I
tutaj też duże uznanie za wsparcie należy się dla Urzędu Marszałkowskiego
Województwa Zachodniopomorskiego.
Dojrzała
już też artystyczna wizja, aby – praktycznie mówiąc językiem gier komputerowych
– wskoczyć na kolejny level prezentacji
poezji. W pierwszej kolejności
chcielibyśmy zaprezentować tzw. postpoezję,
jak to określa sekundujący naszym literackim eksperymentalnym poczynaniom dr
Jan Zdzisław Brudnicki. Wierzę, że jeszcze w tej kadencji to planowane
wydarzenie otworzy nam nową drogę promocji poezji. Kreatywną, bo z możliwością
też komputerowej prezentacji wierszy w dużych przestrzeniach przeznaczonych do
ekspozycji sztuki współczesnej. Mamy też na uwadze, aby zainicjowanie tego
wydarzenia miało charakter ogólnopolski, a może i międzynarodowy. Z uwagi na
fakt, że ostatnio weszliśmy naszym poetyckim polifonicznym eksperymentem w
interakcję ze sztuczną inteligencją (SI) – projekt naukowców z Chin, USA,
Japonii i Indii. Nie mogę jednak o tym więcej powiedzieć, z uwagi na pewnego rodzaju
zobowiązania, ale zapewne będzie można o tym usłyszeć podczas 42.
Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu, na który również otrzymałem
zaproszenie.
Mamy ambicję, aby to był poetycki Wiatr od Morza, a już jesteśmy
postrzegani jako nowatorzy w zakresie promowania współczesnej poezji. Świadczy
o tym chociażby nagroda im. Jarosława Iwaszkiewicza, przyznana w 2017 roku
naszemu Związkowi przez Zarząd Główny ZLP w Warszawie.
W ostatnich wyborach na stanowisko wiceprezesa oddziału została
wybrana Krystyna Rodzewicz. Jak Ci się z nią współpracuje?
To dopiero
są początki, ale najważniejsze, że patrzymy razem w tym samym kierunku jeśli
chodzi o nasz literacki statek pod szczecińską banderą ZLP. Warto też
wspomnieć, że Krystyna była inicjatorką grupy poetyckiej Przemoknięci poeci, która istnieje do dzisiaj. Otwarta jest zatem
na nowe, odważne wyzwania. To więc dobry prognostyk na przyszłość.
Zajmujesz i zajmowałeś się wieloma rzeczami. Czy jest coś, czego
jeszcze nie spróbowałeś, a bardzo chciałbyś spróbować?
W kwestii literatury interesuje mnie aktualnie
poemat pisany metodą jazz poe (określenie własne), który wstępnie nazywam jako
tzw. poemat promienisty (nieskończony).
Aktualnie zamieniam teoretyczne rozważania na pisanie tego poematu, tak
naprawdę to dopiero praktyka wszystko zweryfikuje. Można powiedzieć, że jest
tam też jakiś pierwiastek z prozy eksperymentalnej, francuskiego pisarza
przedstawiciela nowej powieści Alaina
Robbe-Grilleta. Ale również zdaję sobie sprawę, że eksperyment ma to do siebie,
iż jego twórca musi mentalnie być przygotowany na brak pozytywnego efektu.
Pisałem już kiedyś, że poeta nie może bać się „wziemiowstąpienia” po to chociażby, żeby odkryć drogę, ścieżkę,
przesmyk, po którym nie powinien już nikt inny stąpać piórem. Trafiłem też
na interesujący trop proematu, metapoezji i FLARF(u), o którym interesująco pisze Julia Fiedorczuk w szkicach
o amerykańskiej poezji pt. Złożoność nie
jest zbrodnią. Chciałbym dokładnie zapoznać się z tymi tematami.
Na koniec takie luźne pytanie: co robisz, aby się rozluźnić i
odpocząć?
Wędruję brzegiem morza (chociaż nieczęsto to się
zdarza, bardziej chyba wirtualnie), rozmyślając czasami – nie tylko o poezji. Lubię słuchać jego monologu.
Dziękuję za rozmowę.
Komentarze
Prześlij komentarz